Z racji tego, iż w tym roku nie było mi dane spędzić Wszystkich Świętych w rodzinnych stronach, w zaskakująco pogodny i ciepły wieczór 1 listopada, postanowiłem udać się na największą wrocławską nekropolię - Cmentarz Osobowicki. Ostatnimi czasy bywałem tam często z racji prac nad projektem wydania przewodnika wiodącego szlakiem Żołnierzy Niezłomnych w stolicy Dolnego Śląska, którego mam przyjemność być autorem. Stąd to właśnie miejsce, dające możliwość symbolicznego zapalenia zniczy w intencji zarówno zmarłych z mojej rodziny jak i Tych, którzy za wolność zapłacili cenę najwyższą, wydało mi się kierunkiem naturalnym.
Ku mojemu szczeremu zaskoczeniu nie byłem jedynym, który postanowił zrealizować podobny pomysł. Wokół pomnika ofiar komunistycznego terroru z lat 1945-1956, żołnierzy WiN-u, AK, NSZ i innych organizacji niepodległościowych, a także zwykłych obywateli, których wciągnął w swe barbarzyńskie tryby aparat bezpieczeństwa, płonęło już dobrych kilkaset zniczy. Wokół krzątali się ludzie młodzi, starsi, z rodzinami i małymi dziećmi. Trochę kibiców, kilka pogrążonych w zadumie par. Rodzice półgłosem tłumaczyli dzieciom czemu poświęcony jest ten pomnik, ktoś opowiadał wyczytaną zapewne z książek czy internetu historię Eugeniusza Werensa, pseudonim Pik. Wszystko to tworzyło niesamowitą atmosferę, w której było czuć, że ci ludzie faktycznie potrafią identyfikować się z historiami jakie miały swój tragiczny finał na tych kwaterach pomordowanych przez komunistycznych siepaczy z UB. Ci zebrani wokół pomnika i emanującego z setek zniczy ciepła ludzie w końcu zrozumieli, że życiorysy Anatola Sawickiego, Mieczysława Bujaka czy Antoniego Olechnowicza to część ICH własnej historii. Co więcej, w znacznej mierze wciąż nierozliczonej i otwartej.
To niesamowite przeżycie jakie stało się moim udziałem podczas zdawałoby się zwykłych odwiedzin Cmentarza Osobowickiego zmusiło mnie do pewnej refleksji, która choć może wydawać się naiwna, podparta jest chociażby przykładem Niezłomnych. Rugowano i fałszowano Ich historię przez blisko pół wieku. Część środowiska wywodzącego się w prostej linii z marionetkowego PPR-u stara się czynić to nadal. W dalszym ciągu nazywa się Ich bandytami, w kultywowaniu pamięci o Nich dostrzega się źródło ataków na pożal się Boże współczesne celebro-autorytety. A jednak prawda i pamięć zwyciężają. Historię może i piszą zwycięzcy, ale ich wersja nigdy nie jest wersją ostateczną. Niezłomnidowodzą temu aż nadto.
Zjawisko to powinno być ostrzeżeniem dla wszystkich tych środowisk, które swoją narrację historyczną czy jakąkolwiek inną budują na kłamstwie i obłudzie. Które ze wszystkich sił zwalczają pamięć, jako zagrożenie dla ich współczesnej pozycji. Przegracie. Może nie doświadczycie tej klęski jeszcze za swojego życia, ale w ogólnym rozrachunku zostaliście już skazani. Ludzka pamięć i przywiązanie do prawdy są silniejsze niż najlepsze zabiegi marketingowo-propagandowe i to trwające chociażby pół wieku. I jeżeli nie ludzie Was osądzą to zrobi to właśnie historia, z którą tak rozpaczliwie teraz walczycie.
Przemysław Mandela,redaktor naczelny portalu 10milionów.pl